GŁOSY GÓR przybywają do Carnegie Hall
Autor: Roman Markowicz
Miłośnicy muzyki i nie tylko muzyki góralskiej, którzy pojawią się 14 listopada 2018 w nowojorskiej Carnegie Hall oczekiwać mogą niepospolitych muzycznych przeżyć i wzruszeń. „Głosy gór" jest spektaklem przywiezionym do Nowego Jorku z Warszawy niemal w 100 rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości i jest produkcją Teatru Wielkiego i Opery Narodowej.
Będzie to niezwykłe połączenie koncertu, widowiska, pokazy symbiozy kultur i forma tego spektaklu muzycznego został zrealizowana i wykreowana przez dyrektora TWON Waldemara Dąbrowskiego, przy współudziale znanego pianisty Janusza Olejniczaka oraz telewizyjnej producentki Joanny Trykacz. Jak sam tytuł przedstawienia wskazuje, bohaterem spektaklu będą Tatry, górski łańcuch, który przez stulecia inspirował muzyków, poetów, pisarzy i kompozytorów, którzy z tatrzańskiego folkloru pełną ręką czerpali.
Tym razem usłyszymy i zobaczymy – bo aspekt wizualny tego przedstawienia nie może pozostać pominięty- kompozycje największych polskich twórców, których inspirowała muzyka regionu tatrzańskiego a więc muzyka góralska; tę ostatnią usłyszymy również w wersji oryginalnej, którą przedstawi nam góralska kapela Sebastiana Karpiela Bułecki. Tak więc pewne kompozycje takie jak mazurki Szymanowskiego zostaną wykonane najpierw w wersji oryginalnej potem zaś w ich „góralskim" opracowaniu. To będzie bez wątpienia fascynujące porównanie, jako że niemal nigdy nie zdarza się nam posłuchać na sali koncertowej obu wersji w tak intrygującym zestawieniu.
Wśród wykonawców znajdziemy najwybitniejsze nazwiska świata muzyki klasycznej, a więc dyrygent Jerzy Maksymiuk oraz pianista Janusz Olejniczak, a także członkowie dwóch ambitnych kwartetów smyczkowych ATOM i NeoQuartet. Świat jazzu i aranżacji, niezmiernie w przypadku tego koncertu istotnej, jako, że niemal wszystkie słyszane kompozycje będą poddane aranżacji i stylizacji, reprezentuje nadzwyczaj wszechstronny pianista Jan Smoczyński i jego brat-skrzypek Mateusz Smoczyński, a muzykę góralską wspomniana już kapela Sebastiana Karpiela–Bułecki.
Najkrócej powiedziawszy, „Głosy Gór" to muzyczny projekt ukazujący wpływ krajobrazu polskich gór, muzyki i tradycji góralskiej na twórczość wybitnych kompozytorów polskich: Karola Szymanowskiego, Henryka Mikołaja Góreckiego, Wojciecha Kilara, Mieczysława Karłowicza. Na scenie zderzą się dwa nurty muzyczne: ludowy i klasyczny. Ten pierwszy inspiruje i przenika do drugiego. Jest to oryginalne spojrzenie na twórczość mistrzów z zachowaniem respektu dla ich muzyki, ale też ukazanie tej muzyki przez pryzmat nie tylko muzyki góralskiej, ale też i elementów jazzu. To, że spektakl jest amalgamatem, że tak gładko, tak bez wysiłku przenosi się od jednej kultury brzmieniowej do drugiej, tak bezkonfliktowo przenika pomiędzy wspomnianymi nurtami jest zasługą artystów, którzy go stworzyli i którzy w nim występują. Powrócimy do nich za moment, bo może warto wcześniej zadać pytanie dlaczego góry w tak znacznym stopniu inspirowały całe rzesze artystów i kompozytorów.
Ale majestat gór fascynuje wszędzie, a ich wielkość upaja niezależnie od wysokości nad poziomem morza. Co takiego jest w górach, że przyciągają tak wielu? Że ekscytują ludzi niezależnie od narodowości? W górach nie istnieje świat zewnętrzny i pośpiech. Nie ma błahych spraw. Wobec ich potęgi zostają tylko te najważniejsze, kardynalne, fundamentalne. Człowiek odkrywa siebie, staje w prawdzie wobec potęgi natury, doświadcza wolności. Niedostępność gór stanowi wyzwanie. Zmusza do zmierzenia się z własnymi słabościami. Ich potęga hipnotyzuje, ich magia uzależnia.
….Właśnie tam, u podnóża Tatr, polska tradycja, wiara, kultura zawsze były najbardziej autentyczne i żywe, a Górale od wieków uważani byli za ludzi silnych, wyjątkowo honorowych i przywiązanych do tradycyjnych wartości. To odkrywanie Tatr od trwa nieprzerwanie od dwustu lat: kompozytorzy i wykonawcy koncertu-widowiska Głosy gór odkryli to miejsce dla siebie i dzielą się nim dzięki swojej twórczości.
Tym razem do Carnegie Hall przybywają wybitni w swojej indywidualniej dziedzinie muzycy, którzy w sposób raczej unikatowy przedstawią nam trzy nie konkurujące ze sobą, ale raczej koegzystujące światy: muzyki klasycznej, jazzowej i góralskiej. Jak wcześniej wspomniałem kompozytorami reprezentującymi inspirowaną tatrzańskim folklorem muzykę klasyczną będą w spektaklu „Głosy gór" Karol Szymanowski, Henryk Mikołaj Górecki i Wojciech Kilar. Muzyką ludowa, góralską prezentować będzie Kwartet góralski Sebastiana Karpiela-Bułecki, wyjątkowo wszechstronnego muzyka i aranżera.
W programie zauważyć można także nazwisko Mieczysława Karłowicza(1876-1909), chociaż jego kompozycji tym razem nie usłyszymy. Miast tego obecność Karłowicza objawi się w jego licznych fotografiach, które stanowić będą część oprawy wizualnej spektaklu. Osiadł w Zakopanem na trzy lata przed tragiczną, przedwczesną śmiercią i podczas swego kilkuletniego tam pobytu poświęcił się nie tylko kompozycji, ale taternictwu, publicystyce i w największej może mierze nowej jeszcze wówczas sztuce fotografii.
Jest jednym z pionierów polskiego taternictwa. Przecierał szlaki, wyznaczał nowe ścieżki. Górska przestrzeń pociągała go z nieprzepartą siłą. Szukał w niej samotności, podążał za nieznanym. Swoje taternickie wyprawy często odbywał w pojedynkę. A jego jedynym towarzyszem był aparat fotograficzny. Fotografia, jak na tamte czasy wynalazek stosunkowo nowy, była jego wielką pasją. W jednym z listów pisał: „Nie wiem, czy kiedy doczekam siępopularności jako kompozytor, prawdopodobnie nie. Ale jako taternik-fotograf zdobyłem sobie juz uznanie: szturmujądo mnie o odbitki moich zdjeć (…). Wobec tak nieoczekiwanego powodzenia wcale wykluczone nie jest, ze zmienięzawód i zamknawszy Muzęmojądo komody, przerzucęsięna zawodowego fotografa".
Poza Tatrami Karłowicz innych obiektów prawie nie fotografował. Jedynym tematem tych zdjeć sąTatry. Miał świadomość uzytkowego i edukacyjnego charakteru swoich zdjęć. Często zestawiał fotografię z własnym tekstem publicystycznym. 8 lutego 1909 roku wyszedł samotnie w góry, by wypróbować nowy aparat i uwiecznić zimowy Kościelec. Nigdy z tej wyprawy nie powrócił. Zginął w wieku trzydziestu trzech lat pod lawiną śnieżną w drodze z Hali Gąsienicowej do Czarnego Stawu, u stóp Małego Kościelca. Okrutnym żartem losu było, że za życia tworzył podwaliny Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego, a to jego śmierć przyspieszyła powstanie tej organizacji. Odnalezienie ciała artysty pod lawiną uznaje się za pierwszą akcję ratowniczą TOPR-u.
Kolejnym „przybranym Góralem" wśród prezentowanych w spektaklu „Głosy gór" kompozytorów jest Karol Szymanowski. Osobiście żałuję, że jego najbardziej góralskich motywów, którymi przesycona jest muzyka do baletu „Harnasie" nie usłyszymy tym razem, ale dwa fortepianowe mazurki wykonane podczas tego programu inspirowane są również tatrzańskim folklorem.
Szymanowski deklarował się jako Polak z urodzenia, światowiec z doświadczenia a Góral z wyboru. Ukochał Tatry i muzykę góralską. Kiedy w 1930 na stałe przeprowadził się do Zakopanego, stał się lokalnym celebrytą i należał do bohemy tego miasta. Podczas wieloletniego pobytu pod Tatrami Szymanowski zżył się z tamtejszą ludnością, poznał tajniki jej folkloru i czerpał z niego, tworząc swoje dzieła. O nazywanej wówczas „barbarzyńską" muzyce podhalańskiej pisał: „Pragnąłbym, aby młoda generacja muzyków zrozumiała, jakie bogactwo odradzające naszą anemiczną muzykę kryje się w tym polskim „barbarzyństwie", które ja już ostatecznie odkryłem i pojąłem – dla siebie". Szymanowski w sposób genialny potrafił łączyć ludowy prymitywizm z nowoczesnością języka muzycznego. Echa góralszczyzny odnajdujemy również w licznych fortepianowych mazurkach, kiedy to kompozytor nawiązuje dialog z Chopinowską tradycją tego gatunku. Mazurki wyróżniają się bogactwem melodyki, niesamowitą modernistyczną harmoniką, w której kompozytor sięga do skali góralskiej, bitonalności i łączenia różnych skal modalnych. Cykl 20 Mazurków to jedno z najwartościowszych dzieł narodowego okresu twórczości Szymanowskiego.
Jeśli chodzi o Wojciecha Kilara (1932-2013) to jest on jednym z mistrzów polskiej awangardy muzycznej i twórcą, wraz z o rok młodszymi Krzysztofem Pendereckim i Henrykiem Mikołajem Góreckim, znanej na świecie tzw. polskiej szkoły kompozytorskiej..
Styl Kilara jest tak oryginalny, że rozpoznaje się go zarówno w pierwszych awangardowych eksperymentach, melodiach nawiązujących do góralskiego folkloru, utworach sakralnych czy ścieżkach dźwiękowych, ponieważ, jak sam mówił, zawsze dążył do tego, by „być jak najlepszym Kilarem". Według słów samego kompozytora, najpełniej objawiło się to w Orawie na 15 instrumentów smyczkowych skomponowanej w 1986 roku. „Orawa jest jedynym utworem, w którym nie zmieniłbym żadnej nuty, choć przeglądałem go wielokrotnie. (...) Spełnia się w niej to, do czego dążę, aby być jak najlepszym Kilarem" – mówił. Tytuł nawiązuje do krainy geograficznej usytuowanej na granicy Polski i Słowacji oraz rzeki, która płynie przez ten region. Składa się z trzech stopniowo rozbudowywanych faz. Kulminacyjna trzecia faza z gęstym rytmem, kalejdoskopową zmiennością, żywiołowym pędem kończy się mocnym góralskim: „Hej!". Koncert fortepianowy zamówiony na Festiwal „Warszawska Jesień" powstał w 1997 roku i jest dedykowany dedykowany jest jego pierwszemu wykonawcy, pianiście Peterowi Jablonskiemu. Składa się z trzech części. Dwie pierwsze kontemplacyjne, liryczne, przebiegają w powolnych tempach, trzecia jest pokazem dynamizmu, witalności, siły i żywiołu życia. Kilar cenił tę kompozycję szczególnie, uważał ją za swój muzyczny autoportret. Mówił: „Jestem jak Koncert fortepianowy".
Henryk Mikołaj Górecki (1933-2010) zainspirowany był także twórczością Szymanowskiego: fakt, że wychowany został w bliskości Beskidu Śląskiego, spowodował, że sam zaczął pisać utwory nawiązujące do muzyki ludowej i podhalańskiej, ale i dawnej. Mają one wyraźną melodię i tradycyjną, wręcz prostą harmonię, motywy lub frazy wielokrotnie powtarzają się. Dla Góreckiego liczyły się: dźwiękowa prawda, bezpośredniość i porażająca siła ekspresji. Koncert fortepianowy op. 40 został skomponowany w 1980 roku na zamówienie Polskiego Radia. Kompozytor nazwał swój utwór „wybrykiem", być może dlatego, że na tle ówczesnej jego twórczości jest to dzieło zupełnie wyjątkowe i zaskakujące: trwa zaledwie 9 minut, jest dynamiczne, prężne i rytmiczne. W Koncercie dominują szybkie tempo, a faktura muzyczna jest maksymalnie uproszczona. Wyraźnie słychać tu echa muzyki góralskiej, umiłowanie kompozytora do natury, ale i respekt wobec jej nieokiełznanej, nieprzewidywalnej siły, z którą nieustannie trzeba się zmagać.
Cytując słowa autorów i wykonawców tego koncertu-spektaklu „Głosy gór" należy on do kategorii, którą niełatwo słowami opisać i po prostu należy go zobaczyć. Maestro Maksymiuk, dziś wkraczający w dziewiątą dekadę swego bogatego artystycznie życia, jako dyrygent, pianista, kompozytor i edukator, bardzo entuzjastycznie podchodzi do projektu, z którym od siedmiu już lat jest związany: „po każdym spektaklu, ludzie, którzy nigdy, albo bardzo rzadko pojawiają się na koncertach muzyki klasycznej, przychodzą do mnie z gratulacjami i dopytują się, kiedy ów spektakl zostanie ponownie przedstawiony, bo chcą go raz jeszcze zobaczyć".
Należy mieć nadzieję, że podobne reakcje będą towarzyszyć występowi w Carnegie Hall, 14 listopada, kiedy to rocznica 100 lecia odzyskania niepodległości przez Rzeczpospolitą obchodzona będzie właśnie tym niepowtarzalnym spektaklem przywiezionym z Warszawy przez Teatr Wielki i Operę Narodową.